wtorek, 11 listopada 2014

" Co teraz?"

-Stevie, proszę idźmy do domu. Jest już późno. - marudziła dziewczyna, na której twarzy widac było pierwsze oznaki zmęczenia. - Siedzimy w studio od... - spojrzała na lewy nadgarstek, gdzie znajdował się fioletowy zegarek. - ... dwunastu godzin. Matko! DWUNASTU GODZIN?! Jak ja to wytrzymałam... - dziewczyna marudziła dalej pod nosem, a mężczyzna nieustannie przewijał taśmę i słuchał kiklu taktów, które jego zdaniem były złe. Nie przejmował się marudzeniem swojej towarzyszki, gdyż wiedział, że taka jest jej natura.Za każdym razem musiała ponarzekac, ale później wpadała na genialny pomysł. Tak też było tym razem.
-A jakby wstawic tutaj bas, a nie gitarę elektryczną. Te same akordy, ale inny instrument. Nadałoby to piosence odpowiedniego wydźwięku i pazuru. To tego nam brakowało.. - powiedziała jednym tchem i pobiegła po muzyków, którzy ucieli sobie drzemkę w sali obok.
-Moja kochana Ania! - pomyślał Stevie – Ta jej natura.. Energiczna dziewczyna, która zwojuje świat... Czuję to, czuję...

~.~

Dziewczyna czuła się w świecie muzyki jak ryba w wodzie. Nie potrafiła bez niej ży. Każdego dnia budziła się ze świadomością: “dzień bez muzyki, to dzień stracony”. Wszystkie jej myśli zajmowała muzyka; no prawie... Cały czas w jej głowie krążył Jeżyk. Ale w wirze pracy nie znajdowała. Aby do niego zadzwonic. Rano budziła się, jadła szybko śniadanie i biegła ze Steviem do studia nagraniowego, później cwiczenia wokalne i próby do trasy koncertowej. Gdy przychodzili do domu, była tak padnięta, że kładła się do łóżka i od razu odpływała do krainy Morfeusza. Musiała zregenerowac siły na nowy dzień. W tym planie dnia miał znaleźc się czas na telefon do ukochanego, ale niestety nie udawał jej się ta sztuka. Ania miała z tego powody ogromne wyrzuty sumienia, ale wierzyła w to, że Jeżyk będzie dla niej wyrozumiały i nadal będzie ją kochał. Nie myliła się. Chłopak myślał tylko o swojej ukochanej i wybaczał jej brak kontaktu. Wiedział, że jest zabiegana, ale nawet podczas tej ciężkiej pracy pamięta o nim. Uczucie łączące tych dwoje było szczere, ale czy uda im się przetrwac tak długą próbę czasu?

~.~

- Spakowana? - zawołała Lucy, która stała w progu drzwi do pokoju Anii.
- Tak, ale coś mnie męczy. - odpowiedziała dziewczyna, trzymając się przy tym w okolicy serca. Jej ton głosu wskazywał na to, że to coś poważnego. Zawróciła na to uwagę jej rozmówczyni.
- Kochana! Uwierz mi, dasz sobie radę. Jesteś wspaniałą dziewczyną, która ma wielki dar od Boga, tylko musi go wykorzystac i właśnie teraz nadeszła taka szansa. - połozyła dłoń na jej ramieniu.- Rozmawiałaś wczoraj z rodzicami, którzy są dumni ze swojej córki. Nigdy nie wątpili w Twoje zdolności i zawsze Cię wspierali – teraz również. Pamiętaj! Masz Steviego, rodziców i przede wszystkim mnie! Jakby coś się działo to masz do mnie zadzwonic, zrozumiano? - dziewczyna kiwnęła delikatnie głową i w tym momencie po jej poliku spłynęła łza.
- Wiem, że mogę liczyc na wasze wsparcie i jestem za to Wam dozgonnie wdzięczna, ale chodzi o Jeżyka...
- Bardzo się nim zadręczasz! Masz telefon! - włożyła słuchawkę od telefonu w jej dłoń. - Dzwoń! No już! - po tych słowach kobieta wyszła z pokoju, pokazując przy tym zaciśnięte kciuki. Przez dłuższą chwilę Ania biła się z myślami. Bardzo tęskniła za chłopakiem, ale bała się bezpośredniej konfrontacji. Przeanalizowała wszystkie za i przeciw, aż wreszcie zatelefonowała. Oczekiwanie na odbiorcę trwało wiecznośc. Serce biło jej jak szalone, a ręce spociły się ze stresu. Wreszcie po długich trzech sygnałach usłyszała głos. Gdyby usłyszała go na ulicy, pośród miliona ludzi, rozpoznałaby go. Nic się nie zmienił Cały czas taki sam – ciepły, miły i radosny głos.
- Halo! Halo! Kto dzwoni? - z zamyślenia wyrwał ją donośny krzyk w słuchawce.
- Jeżyk... - powiedziała szeptem.
- Ania?! To Ty?! - zapytał zdezorientowany rozmówca, ale nie otrzymał odpowiedzi. - Oczywiście, że to Ty skarbie. Jak mogłem Cię nie poznac. Tylko Ty masz taki melodyjny głos. Tak się cieszę, że wreszcie możemy porozmawiac. Co słychac u Ciebie, skarbie? - dziewczyna opowiedziała chłopakowi całą historię od czasu swojego przyjazdu do Stanów. Jedynie zataiła informacje o incydencie na lotnisku i swoim przystojnym ochroniarzu. Dziewczyna była pod ogromnym wrażeniem jego wyglądu. Zawsze zadbany, schludnie ubrany i szarmancki – prawie ideał. “Matko, co się ze mną dzieje? Zamiast skupic się na rozmowie z Jeżykiem, to rozmyślam o Brianie.” Coraz częściej jej się to zdarzało, ale to był tylko jej ochroniarz.
- Anu, pamiętaj, że kocham Cię najmocniej na świecie. - po tych słowach nie poczuła ciepła w sercu, jak dawniej. Nic! “Co się dzieje? Zawsze słysząc te słowa, czułam motyle w brzuchu, a teraz?”
- Ja Ciebie też. - odpowiedziała szeptem i rozłączyła się. “ Co się ze mną dzieje? Jeżyk to mój wymarzony chłopak, ale co naprawdę do niego czuję? Może jestem z nim z przyzwyczajenia?” Z zamyślenia wyrwał ją głos Briana:
- Aniu, już czas! Musimy jechac.
- Już schodzę. - odpowiedziała drżącym głosem.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony blondyn, który polubił swoją “szefową”. Kobieta odwróciła się na pięcie i spojrzała na stojącą przed nią postac. Pełna bólu i żalu w sercu stała, płacząc. Zdezorientowany mężczyzna nie wiedział, co zrobic. Zdał się na serce – poszedł do niej, otarł łzy z polików i wziął w ramiona. Przytulił ją najmocniej ja potrafił i szepnął do ucha:
- Powiedz mi, co się stało. Będzie Ci lżej.
- Muszę to najpierw sama przemyślec, ale wiem, że mogę na Ciebie liczyc. Jesteś w końcu moim ochroniarzem, ale stałeś się też przyjacielem. Czego mogę chciec więcej.? - odwzajemniła jego uścisk i wtuliła się w jego tors. Przez kilkanaście miesięcy, spędzone w Stanach, Brian stał się jej ostoją, osobą, która potrafiła zrozumie ją bez słów. W lepszych i gorszych momentach zawsze był przy niej. Choc takie były jego obowiązki, to robił to z przyjemnością. Ania stała się jego przyjaciółką. Widziała, kiedy ma gorszy dzień. Czy brak go zdenerwował, czy przypalił tosty na śniadanie. Przez te kilka miesięcy stali się sobie bliżsi. To Brian doradzał jej w sprawie Jeżyka i zawiózł do domu, gdy zasnęła w studio, pracując na płytą Steviego. Każdy z nich stał się ważny dla drugiego. Ich przyjaźń była inna niż przyjaźń Ani ze Steviem – była czymś więcej, czymś, czego nie mogli zrozumiec.
Po kilku, jakże ulotnych chwilach trwania w uścisku Brian szepnął jej do ucha:

- Musimy isc. Świat na Ciebie czeka. Razem przez to przebrniemy. - pocałował ją w czółko i rozluźnił uścisk. Dziewczyna stała nieruchomo, a ochroniarz wziął jej walizki i zszedł an dół. Ania po raz ostatni prze tourem spojrzała na widok za oknem i pomysłała. “Od dnia dzisiejszego moje życie zmieni się już na zawsze”.  


Przepraszam, za te wypociny, ale postawiłam sobie cel. Chciała zrobic sobie prezent na urodziny, udowadniając, że jestem w stanie coś jeszcze napisac. Przepraszam za błędy, bo w wirze urodzinowych przygotowań, ciężko było dodac notkę, ale jest. Zostawcie po sobie ślad.