poniedziałek, 15 czerwca 2015

Pierwszy raz.

Trasa koncertowa trwała niecałe 4 miesiące. Stevie zawitał ze swoim zespołem w różnych miejscach Stanów Zjednoczonych. Nie zdecydował się na trasę światową ze względu na swoje problemy ze strunami głosowymi. Początek trasy był doskonały. Wszystkie bilety wyprzedane, show przygotowany w najmniejszym szczególe. Patrycja pomagała przy dźwięku, ale miała ważniejszą rolę, gdyż śpiewała w chórkach, jako wokal prowadzący. Przed pierwszym koncertem na próbie generalnej okazało się, że Stevie nie może wyciągnąć wysokich dźwięków, a wszystko spowodowane było przeziębieniem, którego nabawił się jeszcze przed wyruszeniem w trasę. Przerwał próbę i zwrócił się do Patrycji:
  • Patt.. Nie uda mi się zaśpiewać tej piosenki. Mam do Ciebie ogromną prośbę..
  • Jaką? - zapytała zdziwiona dziewczyna.
  • Zrobisz to za mnie. - powiedział poważnym tonem głosu.
  • Doskonale wiesz, że ma problem z pauzą w tym utworze.. - próbowała wymigać się dziewczyna.
  • Ale czy ja powiedziałem coś o tym utworze? Zaśpiewasz swoją piosenkę. Tą, która mnie tak urzekła. - uśmiechnął się promieniście.
  • Nie ma mowy! - krzyknęła stanowczym głosem.
Kilka godzin później rozpoczął się pierwszy koncert. Przed sceną stał tłum, który skandował: “Stevie, Stevie, Stevie!!!”. Oprócz fanów na widowni pojawiły się także znane osobistości ze świata show-biznesu, ale również przemysłu muzycznego. Wszyscy pragnęli zobaczyć powrót Steviego na scenę po tylu latach przerwy. Na backstage'u panował stoicki spokój. Tylko Patrycja nerwowo chodziła, zataczając koła i śpiewając coś pod nosem.
  • Uważaj, bo zedrzesz sobie głos. - rzucił Brian, który jako szef ochrony musiał pilnować bezpieczeństwa.
Bardzo przeżywała swój pierwszy występ przed tak dużą widownią. Nigdy nie przypuszczała, jak wiele w jej życiu może zmienić ten pierwszy raz...

~.~

Koncert rozpoczął się doskonale. Wszyscy skupili się na swojej pracy i starali się zachowywać profesjonalnie. Gdy wybrzmiały pierwsze akordy wśród zespołu zapanowała atmosfera rozluźnienia i oddania się temu pięknemu zjawisku, jakim jest muzyka. Po wyjściu Steviego na scenę cała widownia zaczęła klaskac w rytm i śpiewać razem z nim. Patrycja była pod ogromnym wrażeniem. Nawet nie zauważyła, gdy stres oddalił się od niej, a na jego miejsce przybyła radość, która pochłonęła ją całkowicie. Od maleńkości, gdy tylko słyszała muzykę, klaskała w jej rytm i tańczyła z uśmiechem na twarzy. Tak samo było w tej chwili. Gdy zaczęła śpiewać i tańczyć przy statywie od mikrofonu, wszyscy patrzyli na nią ze zdziwieniem na twarzy. Nie rozumieli jej zachowania, gdyż na koncertach Steviego panowały określony zasady, których wszyscy przestrzegali. Ale jak to było w jej zwyczaju, lubiła wyznaczać nowe kierunki i łamać zasady. Choć dziewczyna doskonale widziała miny swoich towarzyszy, nie przestawała ruszać się w rytm muzyki, gdyż nie potrafiła się opanować. Muzyka zajmowała całe jej ciało i przemawiała przez nią. Ku jej zdziwieniu po paru piosenkach reszta zespołu przyłączyła się do niej. Koncert ten zaczynał przypominać mszę dziękczynną poświęconą muzyce. Po odśpiewaniu pięciu piosenek przez Steviego przyszedł czas na jej występ. Jej opiekun pokazał jej uniesione kciuki, aby dodać trochę otuchy dziewczynie. Niestety, nie zdziałało to zbyt wiele. Nogi trzęsły się jak galaretka, a żołądek podszedł do gardła. Stanęła na wielkiej scenie, padało na nią światło reflektorów, a publicznośc zamarła na chwilę. “Pewnie wszyscy zastanawiają się, co ja tu robię i kim jestem.” - pomyślała. Usłyszała już pierwsze akordy swojej piosenki, wzięła głęboki oddech i oddała się dobrze znanemu jej uczuciu – miłości do muzyki. Nawet nie zauważyła, gdy skończyła śpiewać utwór. Po jej ozdobnikowym zakończeniu, rozległy się doniosłe oklaski oraz pogwizdywania. Nawet sam Stevie zaklaskał dziewczynie. Ta ukłoniła się, przedstawiła się i podziękowała za wysłuchanie utworu. Po jej zejściu ze sceny oklaski utrzymywały się jeszcze przez bite 5 minut. Patrycja była zachwycona, nie przypuszczała, że jej głos oraz wykonanie może spodobać się tysiącom ludzi. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem. Po zakończeniu całego koncertu, który okazał się największym wydarzeniem tego roku, zespół ze Steviem na czele pogratulował jej znakomitego występu. Na backstage'u pojawiły się również sławne osoby, które także chciały pogratulować Patrycji, jednak Stevie nie wyraził na to zgody.
  • Jeszcze woda sodowa uderzy Ci do głowy i co ja wtedy zrobię? -zaśmiał się, kończąc pytanie.
  • Hahaha. Bardzo śmieszne.. - powiedziała dziewczyna. Nagle w pokoju pojawił się Brian.
  • Patt. Chciałem pogratulować Ci występu. - podszedł do niej i złożył pocałunek na jej dłoni, dziewczyna zarumieniła się. - Panie Wonder, pan Jackson chciał się z panem zobaczyć. Mam go tu przyprowadzić? - Stevie tylko skinął głową na znak wyrażonej aprobaty.

Nagle w drzwiach stanął ciemnoskóry mężczyzna. Miał na sobie ciemną kurtkę, pod spodem biały T-shirt, czarne spodnie, mokasyny i do tego białe skarpetki. Stanął w drzwiach i niczym sam James Bond, zciągnął zalotnie okulary z czubka swojego nosa. Po tym jakże ważnym ruchu, wszedł głębiej do pomieszczenia. Spojrzał na dziewczynę, która wyglądała mu znajomo, jednak nie mógł sobie przypomnieć, skąd ją zna. Jednak na jej widok, jego serce zaczęło mocniej bić. Mężczyzna nie wiedział, dlaczego jego ciało zaczęło się inaczej zachowywać. Znów w jej obecności zadał sobie to pytanie: “Michael, co się z Tobą dzieje?!”


Przepraszam, że nie było mnie tak długo. Tak wiem, zaniedbałam bloga
i przyznaję się bez bicia. Niestety, potrzebowała tej przerwy. Musiałam uporządkować w głowię tę historię i samego Michaela. Momentalnie stał  się dla mnie obcy, dlatego zdecydowałam się zawiesić bloga. Ale już jestem! Jestem z siebie dumna, że mi się udało! Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba przez ten czas myślała o tym. czy dodam notkę. Jeżeli taka jest, to ta notka jest SPECJALNIE DLA CIEBIE!


CZYTASZ, ZOSTAW KOMENTARZ!

wtorek, 24 marca 2015

Reaktywacja!

W najbliższej przyszłości!










Jeżeli ktoś w ogóle odwiedza tego bloga, niech da znać. Będę wtedy wiedziała, czy mam dla kogo pisać. Jeżeli taki ktoś istnieje, to jest bardzo wytrwały i ma anielską cierpliwość.




Patt.

wtorek, 11 listopada 2014

" Co teraz?"

-Stevie, proszę idźmy do domu. Jest już późno. - marudziła dziewczyna, na której twarzy widac było pierwsze oznaki zmęczenia. - Siedzimy w studio od... - spojrzała na lewy nadgarstek, gdzie znajdował się fioletowy zegarek. - ... dwunastu godzin. Matko! DWUNASTU GODZIN?! Jak ja to wytrzymałam... - dziewczyna marudziła dalej pod nosem, a mężczyzna nieustannie przewijał taśmę i słuchał kiklu taktów, które jego zdaniem były złe. Nie przejmował się marudzeniem swojej towarzyszki, gdyż wiedział, że taka jest jej natura.Za każdym razem musiała ponarzekac, ale później wpadała na genialny pomysł. Tak też było tym razem.
-A jakby wstawic tutaj bas, a nie gitarę elektryczną. Te same akordy, ale inny instrument. Nadałoby to piosence odpowiedniego wydźwięku i pazuru. To tego nam brakowało.. - powiedziała jednym tchem i pobiegła po muzyków, którzy ucieli sobie drzemkę w sali obok.
-Moja kochana Ania! - pomyślał Stevie – Ta jej natura.. Energiczna dziewczyna, która zwojuje świat... Czuję to, czuję...

~.~

Dziewczyna czuła się w świecie muzyki jak ryba w wodzie. Nie potrafiła bez niej ży. Każdego dnia budziła się ze świadomością: “dzień bez muzyki, to dzień stracony”. Wszystkie jej myśli zajmowała muzyka; no prawie... Cały czas w jej głowie krążył Jeżyk. Ale w wirze pracy nie znajdowała. Aby do niego zadzwonic. Rano budziła się, jadła szybko śniadanie i biegła ze Steviem do studia nagraniowego, później cwiczenia wokalne i próby do trasy koncertowej. Gdy przychodzili do domu, była tak padnięta, że kładła się do łóżka i od razu odpływała do krainy Morfeusza. Musiała zregenerowac siły na nowy dzień. W tym planie dnia miał znaleźc się czas na telefon do ukochanego, ale niestety nie udawał jej się ta sztuka. Ania miała z tego powody ogromne wyrzuty sumienia, ale wierzyła w to, że Jeżyk będzie dla niej wyrozumiały i nadal będzie ją kochał. Nie myliła się. Chłopak myślał tylko o swojej ukochanej i wybaczał jej brak kontaktu. Wiedział, że jest zabiegana, ale nawet podczas tej ciężkiej pracy pamięta o nim. Uczucie łączące tych dwoje było szczere, ale czy uda im się przetrwac tak długą próbę czasu?

~.~

- Spakowana? - zawołała Lucy, która stała w progu drzwi do pokoju Anii.
- Tak, ale coś mnie męczy. - odpowiedziała dziewczyna, trzymając się przy tym w okolicy serca. Jej ton głosu wskazywał na to, że to coś poważnego. Zawróciła na to uwagę jej rozmówczyni.
- Kochana! Uwierz mi, dasz sobie radę. Jesteś wspaniałą dziewczyną, która ma wielki dar od Boga, tylko musi go wykorzystac i właśnie teraz nadeszła taka szansa. - połozyła dłoń na jej ramieniu.- Rozmawiałaś wczoraj z rodzicami, którzy są dumni ze swojej córki. Nigdy nie wątpili w Twoje zdolności i zawsze Cię wspierali – teraz również. Pamiętaj! Masz Steviego, rodziców i przede wszystkim mnie! Jakby coś się działo to masz do mnie zadzwonic, zrozumiano? - dziewczyna kiwnęła delikatnie głową i w tym momencie po jej poliku spłynęła łza.
- Wiem, że mogę liczyc na wasze wsparcie i jestem za to Wam dozgonnie wdzięczna, ale chodzi o Jeżyka...
- Bardzo się nim zadręczasz! Masz telefon! - włożyła słuchawkę od telefonu w jej dłoń. - Dzwoń! No już! - po tych słowach kobieta wyszła z pokoju, pokazując przy tym zaciśnięte kciuki. Przez dłuższą chwilę Ania biła się z myślami. Bardzo tęskniła za chłopakiem, ale bała się bezpośredniej konfrontacji. Przeanalizowała wszystkie za i przeciw, aż wreszcie zatelefonowała. Oczekiwanie na odbiorcę trwało wiecznośc. Serce biło jej jak szalone, a ręce spociły się ze stresu. Wreszcie po długich trzech sygnałach usłyszała głos. Gdyby usłyszała go na ulicy, pośród miliona ludzi, rozpoznałaby go. Nic się nie zmienił Cały czas taki sam – ciepły, miły i radosny głos.
- Halo! Halo! Kto dzwoni? - z zamyślenia wyrwał ją donośny krzyk w słuchawce.
- Jeżyk... - powiedziała szeptem.
- Ania?! To Ty?! - zapytał zdezorientowany rozmówca, ale nie otrzymał odpowiedzi. - Oczywiście, że to Ty skarbie. Jak mogłem Cię nie poznac. Tylko Ty masz taki melodyjny głos. Tak się cieszę, że wreszcie możemy porozmawiac. Co słychac u Ciebie, skarbie? - dziewczyna opowiedziała chłopakowi całą historię od czasu swojego przyjazdu do Stanów. Jedynie zataiła informacje o incydencie na lotnisku i swoim przystojnym ochroniarzu. Dziewczyna była pod ogromnym wrażeniem jego wyglądu. Zawsze zadbany, schludnie ubrany i szarmancki – prawie ideał. “Matko, co się ze mną dzieje? Zamiast skupic się na rozmowie z Jeżykiem, to rozmyślam o Brianie.” Coraz częściej jej się to zdarzało, ale to był tylko jej ochroniarz.
- Anu, pamiętaj, że kocham Cię najmocniej na świecie. - po tych słowach nie poczuła ciepła w sercu, jak dawniej. Nic! “Co się dzieje? Zawsze słysząc te słowa, czułam motyle w brzuchu, a teraz?”
- Ja Ciebie też. - odpowiedziała szeptem i rozłączyła się. “ Co się ze mną dzieje? Jeżyk to mój wymarzony chłopak, ale co naprawdę do niego czuję? Może jestem z nim z przyzwyczajenia?” Z zamyślenia wyrwał ją głos Briana:
- Aniu, już czas! Musimy jechac.
- Już schodzę. - odpowiedziała drżącym głosem.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony blondyn, który polubił swoją “szefową”. Kobieta odwróciła się na pięcie i spojrzała na stojącą przed nią postac. Pełna bólu i żalu w sercu stała, płacząc. Zdezorientowany mężczyzna nie wiedział, co zrobic. Zdał się na serce – poszedł do niej, otarł łzy z polików i wziął w ramiona. Przytulił ją najmocniej ja potrafił i szepnął do ucha:
- Powiedz mi, co się stało. Będzie Ci lżej.
- Muszę to najpierw sama przemyślec, ale wiem, że mogę na Ciebie liczyc. Jesteś w końcu moim ochroniarzem, ale stałeś się też przyjacielem. Czego mogę chciec więcej.? - odwzajemniła jego uścisk i wtuliła się w jego tors. Przez kilkanaście miesięcy, spędzone w Stanach, Brian stał się jej ostoją, osobą, która potrafiła zrozumie ją bez słów. W lepszych i gorszych momentach zawsze był przy niej. Choc takie były jego obowiązki, to robił to z przyjemnością. Ania stała się jego przyjaciółką. Widziała, kiedy ma gorszy dzień. Czy brak go zdenerwował, czy przypalił tosty na śniadanie. Przez te kilka miesięcy stali się sobie bliżsi. To Brian doradzał jej w sprawie Jeżyka i zawiózł do domu, gdy zasnęła w studio, pracując na płytą Steviego. Każdy z nich stał się ważny dla drugiego. Ich przyjaźń była inna niż przyjaźń Ani ze Steviem – była czymś więcej, czymś, czego nie mogli zrozumiec.
Po kilku, jakże ulotnych chwilach trwania w uścisku Brian szepnął jej do ucha:

- Musimy isc. Świat na Ciebie czeka. Razem przez to przebrniemy. - pocałował ją w czółko i rozluźnił uścisk. Dziewczyna stała nieruchomo, a ochroniarz wziął jej walizki i zszedł an dół. Ania po raz ostatni prze tourem spojrzała na widok za oknem i pomysłała. “Od dnia dzisiejszego moje życie zmieni się już na zawsze”.  


Przepraszam, za te wypociny, ale postawiłam sobie cel. Chciała zrobic sobie prezent na urodziny, udowadniając, że jestem w stanie coś jeszcze napisac. Przepraszam za błędy, bo w wirze urodzinowych przygotowań, ciężko było dodac notkę, ale jest. Zostawcie po sobie ślad.

wtorek, 16 września 2014

Zawieszenie.

Niestety, muszę to napisac - ZAWIESZAM bloga. Bardzo, ale to bardzo chciałabym go kontynułowac, ale zaczęła się teraz 1 liceum.. Nowe otoczenie, nowa szkoła, nowi nauczyciele i maaaasa nauki. Obiecuję, że powrócę do tego bloga, ale najpierw zgromadzę notki na "zaś". Mam nadzieję, że to zrozumiecie i poczekacie. Przepraszam, że Was zawiodłam!

Tak przy okazji chiałabym zachęcic do rzucenia okiem na bloga o innej tematyce. Głównie piłka nożna, ale nie tylko. Jest to zbiór opowiadań, które napisałam w wakacje, a jak wiadomo był to czas Mistrzostw Świata w piłkę nożną, więc tematyka jest taka, a nie inna. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i rzucicie okiem, napiszecie komentarz. Bardzo na to liczę.

www.pilkarska-brazylia.blogspot.com

czwartek, 10 lipca 2014

"New life"


Stevie i Ania weszli do środka. Przed nią rozpościerał się widok na ogromny salon, który urządzony był w dość minimalistyczny sposób. To właśnie taki styl przeważał w tym domu. Na prawo od schodów mieściła się kuchnia z widokiem na ogród. Przy kuchence stała kobieta z długimi, kruczo czarnymi włosami. Na sobie miała fartuszek w kwiatki, właśnie szykowała obiad.
- Już jesteśmy. – krzyknął radośnie mężczyzna.
- Zaczynałam się martwić, że coś się wam stało? Gdzie byliście? – w dłoniach trzymała drewnianą łyżeczkę.
- Dobrze wiesz, jakie korki są na mieście..
- To prawda.
- Ale teraz czas na przedstawienie naszego gościa. To jest Ania. – pokazał na dziewczynę, która wyraźnie się zaczerwieniła. – A to moja żona, Lucy. – kontynuował dalej.
- Miło mi panią poznać. – powiedziała cichutko dziewczyna.
- Mnie Ciebie również. – przytuliła ją. – Dosyć, że przepiękny głos, to jeszcze uroda.
- Dziękuję, ale…
- Nie ma żadnego ale. – przerwała jej kobieta. – Ja wiem, co mówię. Gdzie masz walizki?
- Zostały w samochodzie.
- To najpierw pokażę Ci twój pokój, a później Brian przyniesie Twoje rzeczy. Chodź. – rzuciła wesoło i wzięła ją za rękę. Jej pokój mieścił się na piętrze. Znajdowały się tam tylko trzy pomieszczenia: schowek na niepotrzebne rzeczy, łazienka i pokój Ani.
- Oto twój pokój. – kobieta złapała za klamkę i otworzyła drzwi. Oczom dziewczyny ukazało się średniej wielkości pomieszczenie. Panele  były laminowane w odcieniu mahoniu, a wszystko było utrzymane w tym kolorze. Łóżko w postaci składanej wersalki, podobnie jak w domu. Piękne meble, ale największe wrażenie na tej 17-sto letniej dziewczynie zrobił balkon. Widok rozpościerał się na mały lasek, który otaczał dom Wonderów.
- Mam nadzieję, że Ci się podoba? – z zamyślenia wyrwał ją głos kobiety.
- Tu jest przepięknie. Dziękuję – przytuliła ją, a po jej policzku spłynęła łza. – Jestem wdzięczna, że przyjęliście mnie pod swój dach. Zadam pytanie, które nurtuje mnie od samego początku. Skąd pomysł, żeby dać szansę takiej dziewczynie jak ja?
- Opowiem Ci całą historię. Usiądźmy – wskazała na ławkę, która mieściła się na tarasie. - Stevie pojechał do studia, aby odsłuchać wszystkie nagrania. Twoja piosenka była pierwsza. Gdy usłyszał twój głos, został oczarowany. Nie chciał już słuchać reszty piosenek, ale musiał. Gdy przyjechał do domu, nie mówił o niczym innym. Cały czas powtarzał: „ Usłyszałem przepiękny głos. To była dziewczyna. Ona ma prawdziwy dar. Jej głos pozwala wyobrazić sobie wszystko, a szczególnie to, co chciała przekazać. Szukałem takiego diamentu i wreszcie go znalazłem. Tylko teraz trzeba go oszlifować.” Na początku myślałam, ze nie jest to najlepszy pomysł, ale gdy usłyszałam Ciebie, zmieniłam diametralnie zdanie. Kiedy tu leciałaś byłam pełna złych myśli dotyczących twojej osoby, ale zauważam, że były one niepotrzebne. Chciałam Cię za to przeprosić. Jesteś świetną dziewczyną.
- Po prostu dziękuję. – powiedziała Ania, po czym skierowała się do wyjścia. – A teraz pójdę po walizki. – kobieta pokiwała tylko twierdząco głową.
 
~.~
Dziewczyna zmierzała właśnie do czarnej limuzyny, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu.
- A gdzie to panienka się wybiera? – był to wysoki, szczupły niebieskooki blondyn.
- O matko, ale mnie wystraszyłeś.
- Taki był mój zamiar. A tak w ogóle to jestem Brian. Moim zadaniem jest chodzenie za Tobą krok w krok i pilnowanie, aby nic się nie stało tej ładnej twarzyczce.
- A do łazienki też masz za mną chodzić? – zapytała zadziornie dziewczyna.
- Niestety nie. – po tych słowach „zmierzył” ją wzrokiem.
- Też żałuję. – uśmiechnęła się do niego -  Pomożesz mi zanieść walizki?
- Oczywiście, Aniu. – wziął jedną z nich – Właśnie, mogę mówić Ci po imieniu?
- Dziwnie bym się czuła, gdyby było inaczej.
- To dobrze. – powiedział, po czym oboje ruszyli w kierunku białego domu.
 
~.~
Ostatnie miesiące mijały Ani bardzo przyjemnie, choć był to bardzo pracowity okres w jej życiu. Nauczyła się bardzo dużo od Steviego, którego traktowała jak starszego brata. Więzi między nimi bardzo się zacieśniły, znali siebie już na wylot. Potrafili poznać, gdy ktoś miał gorszy dzień, a gdy taki się przytrafił, potrafili sobie pomóc. Każdą wolną chwilę spędzali razem, nie potrafili już bez siebie żyć. Każde z nich stałą się cząstką życia tego drugiego. Ostatnim czasem Stevie zaproponował Ani śpiewanie na koncertach w swoich chórkach, a dziewczyna przyjęła tę propozycję z uśmiechem na twarzy. Jedyną rzeczą, która ją martwiła były więzi z Jeżykiem. Gdy przyleciała do Stanów, zadzwoniła do niego i wyjaśniła mu zaistniałą sytuację. Ten był bardzo wyrozumiały i nawet nie miał wyrzutów sumienia, że dziewczyna zapomniała go powiadomić. Powiedział tylko, że ją kocha i będzie trzymać za nią kciuki. Od tamtego pamiętnego telefonu minęło już pół roku, a Jeżyk nie odezwał się do Ani. Każdej nocy dziewczyna wspominała wspólnie spędzone chwile i kolację, która zmieniła bieg jej życia. To właśnie chłopak był pomysłodawcą tego, aby wziąć udział w konkursie. Codziennie chciała do niego zadzwonić, ale gdy podchodziła do telefonu, rezygnowała z tego pomysłu. Bała się konfrontacji, a w jej głowie krążyła myśl: „Może o mnie zapomniał?”

środa, 25 czerwca 2014

czwartek, 12 czerwca 2014

"Fly away"


Następny dzień minął na podobnych czynnościach, co poprzedni. Sprawdzanie czy dziewczyna niczego nie zapomniała. W końcu nie wiadomo, ile będzie trwał ten wyjazd. „ A może pojedzie tam już na zawsze?”- właśnie taka myśl krążyła w głowach jej rodziców najczęściej. Choć próbowali zgrywać pozory szczęśliwych z tego, że ich córka leci na inny kontynent, to tak naprawdę w głębi serca bardzo się bali i martwili, co ją tam spotka. Czy nie stanie się coś złego? Czy wszystko się uda? Czy odniesie sukces? Starali się być optymistami, ale nie wierzyli w to, że to właśnie Ania mogłaby stać się ikoną muzyki. Była zbyt nieśmiała i pospolita. Na ulicy nie wyróżniała się z tłumu. Była po prostu zwykłą nastolatką, która niedługo miała wkroczyć w dorosłe życie. Nie przejmowała się niczym, wszystko traktowała jako jedną, wielką przygodę, choć chwilami zdarzało jej się stąpać twardo po ziemi. Jej wygląd też był pospolity. Jednak wyróżniała ją jedna rzecz – jej włosy. Istne Afro. Niektórymi wieczorami zastanawiała się, czy w jej rodzinie nie było jakiegoś Murzyna (nie obrażając ich) czy kogoś o podobnych genach. Właśnie ta rzecz sprawiała, że zwracano czasami na nią uwagę. Ale zazwyczaj słowa, jakie używano w jej kierunku nie zaliczam do pozytywnych. Zawsze mówiono na nią: „Biały murzyn”; „Afro” itp.
Po męczącym, a zarazem ostatnim dniu w domu położyła się na podłodze i patrzyła się w sufit. Wspominała szkołę, swoich kolegów, koleżanki ich zaczepki, ale również wszystkie pozytywne sytuacje, których nie było za wiele. Jednak nigdy nie mówiła nikomu o swoich problemach, wszystko skrywała głęboko w sobie, gdyż nie miała zaufanej przyjaciółki. Kiedyś myślała, że jest to jej kuzynka, ale gdy ta znalazła „mężczyznę swojego życia” wszystko się zmieniło. Już nie mają takiego dobrego kontaktu, ale właśnie wtedy postanowiła do niej zadzwonić. Zdjęła telefon z półki i usiadła na kanapie. Wykręciła numer:
– Cześć Natalia. Nie przeszkadzam? - zapytała speszona.
– Hej! Jasne, że nie przeszkadzasz. Coś się stało, że postanowiłaś do mnie zadzwonić?
– Nie... Chociaż... Właściwie... To tak. - zaczęła się jąkać.
– Spokojnie. Oddychaj.
– Wiesz... Jutro wyjeżdżam i chciałam po prostu porozmawiać. 
– Aha.. No to rozmawiajmy. - po tych słowach zapadła cisza.
– No to się nagadałyśmy. Hehe. Ale ja chciałam porozmawiać tak od serca.
– Czyli jak?
– Widzę, że nie wiesz, o co mi chodzi. To powiem prosto z mostu. Myślałam, że mogę na Ciebie zawsze liczyć, ale fakt, że jutro nie przyjedziesz pożegnać mnie na lotnisko, trochę mnie zabolał. Od kiedy to chłopak jest ważniejszy od rodzinę?! CO?! - powiedziała na jednym oddechu
– Ale... Ja... Dobrze wiesz, że to mężczyzna mojego życia.
– Grr.. Jak ja nie lubię tego wyrażenia. Z resztą jego też nie lubię.
– Coś ty powiedziała?! To jest koniec naszej przyjaźni.
– Najpierw musiał być początek, żeby był koniec. - po tych słowach odłożyła słuchawkę. Od razu ruszyła do szuflady, gdzie trzymała swój notatnik. Otworzyła go i zaczęła pisać.
„Drogi pamiętniku!
To już jutro. Bardzo się boję. Widzę, że moi rodzice nie są nastawieni do tego pozytywnie, ale cóż.. Nie płacze się nad rozlanym mlekiem. Wreszcie zadzwoniłam do Natalii i powiedziałam jej, co myślę. Poczułam taką ulgę. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze. Wiem, że zabrzmi to podle, ale dobrze jej tak. Niech wie, co myślę o tym całym Adamie. Ona przez całe życie czepiała się tego, co robię, to i ja raz mogę jej wygarnąć. Co sądzisz o tym, żebym zadzwoniła do Steviego? Chyba to zrobię. Zbieram się w sobie już drugi dzień i teraz właśnie nadszedł czas. To lecę dzwonić. Pamiętniku, a Ty jesteś przyzwyczajony do latania? 
Ann.”
Odłożyła notatnik i podbiegła do szafki. Wyciągnęła kartkę, na której widniał ten numer. Zadzwoniła.
– Dzień dobry. Właściwie dobry wieczór, bo u mnie już noc. Z tej strony Ania.
– Witaj. Miło Cię usłyszeć. Powiem Ci w tajemnicy, że wyczekiwałem, aż zadzwonisz. Przygotowana na jutro?
– Yyy... Właściwie tak. Mam jedno pytanie, jak mam pana odnaleźć na lotnisku?
– Wiesz, raczej ja Cię nie ujrzę, ale za to będę trzymał kartkę z napisem Anija, Annii... - dziewczyna zachichotała; musiał to usłyszeć jej rozmówca, gdyż od razu zareagował:
– Bardzo trudno wymówić to imię.
– Są trudniejsze, ale myślę, że Ann, Annie będzie OK.
– Uff.. Kamień z serca, ale jak przyjedziesz, to mnie nauczysz wymowy?
– Jasne, proszę pana.
– Jaki pan? Po prostu Stevie.
– Dobrze, Stevie. Przepraszam, ale muszę kończyć. Za 10 h wylatuję, a jeszcze nie spałam.
– Jasne. Musisz być wypoczęta, bo tutaj czeka Cię mnóstwo wrażeń. To dobranoc
– Dobranoc.- rozłączyła się i położyła się do łóżka. Po upływie kilku minut odpłynęła do krainy snów.
 
KOLEJNY DZIEŃ
 
– Aniu! Wstawaj! - głos dobiegał z kuchni.
– Juz.. Jeszcze 5 minutek, proszę!  - powiedziała zaspanym głosem dziewczyna.
– Skoro matka nie może Cię obudzić, to ja wchodzę do gry. - krzyknął jak wojownik, po czym wylał na nią kubek zimnej wody. Dziewczyna zerwała się na równe nogi; była cała mokra.
– O nie! Igrasz z ogniem, tatusiu! - wzięła poduszkę w dłonie i bez zastanowienia rozpoczęła bitwę. Ich wybryki kończyły się zazwyczaj podobnie – zniszczoną rzeczą. Dzisiaj walka była zacięta. Nikt nie dawał za wygraną, choć w trakcie tej bitwy pękły dwie poduszki. Pokój Ani pokryty był cały pierzem, a wojna trwała w najlepsze do momentu, aż spadł wazon z kwiatami.
– I co zrobiłaś? - rozpoczęły się oskarżenia.
– Ja?! A kto polał mnie wodą?
– Przecież nie ja.
– Dosyć!!! - krzyknęła mama – Ania na dół, czeka śniadanie, a Ty – wskazała na swojego męża – do łazienki i to natychmiast, bo z kranu kapie. Podporządkowali się rozkazom. Ania i jej ojciec traktowali siebie jak rodzeństwo. Niestety, dziewczyna była jedynaczką ale zawsze mówiła: “mój ojciec zastępuje mi brata”. Ich stosunki zawsze były dobre, lecz czasami bywały też spięcia. Traktowali życie jako jeden wielki żart.
 
 
NA LOTNISKU
 
– Córcia, tylko uważaj tam na siebie. Jakby coś, to czekamy na Ciebie o każdej porze dnia i nocy – powiedziała kobieta ze łzami w oczach.
– Tutaj masz paszport i bilet. - wręczył odpowiednie dokumenty jej ojciec. - Pamiętaj! Jakby chcieli Ci coś zrobić, to wiesz, gdzie celować.
– Paweł. - powiedziała głośnej kobieta, po czym szturchnęła go łokciem.
– Już wystarczy. Przytulcie mnie – powiedziała, a po jej polikach spłynęła łza. - A miałam nie płakać.
– Zobacz na matkę. - szybko skomentował jedyny mężczyzna w tej rodzinie. Twarz kobiety była cała spuchnięta od płaczu, a jej makijaż został rozmazany. Jednak na jej twarzy cały czas widniał uśmiech.
– Za 10 minut odlatuję. Muszę iść, bo się spóźnię.
– Do zobaczenia córeczko. - wzięła ją mocno w swe ramiona. - Jak będziesz na miejscu to zadzwoń.
– Będę pamiętać. - po tych słowach spojrzała na swojego ojca, który stał nieruchomo. Podeszła do niego, spojrzała mu głęboko w oczy i przytuliła najmocniej jak potrafiła. Trwali w tym uścisku dłuższą chwilę, nie odzywając się do siebie.
– Żegnam. - pomachała rodzicom i zniknęła w tunelu, który prowadził do samolotu.
~.~
Dziewczyna zajęła wyznaczone miejsce, z którego roztaczał się piękny widok. Zachodzące Słońce i niebo koloru fioletowego. Jej zachwyt nad pięknem natury przerwał głos pewnej kobiety.
– Dzień dobry. Będę pani towarzyszką przez następne kilkanaście godzin. - uśmiechnęła się.
– Miło mi. Jestem Ania Szczepaniak. - podała jej dłoń.
– Karolina Brooks.
– O ile mnie uszy nie mylą, to nie jest polskie nazwisko?
– To prawda. Lecę do domu, gdzie czeka na mnie mój mąż Luke Brooks.- po tym zdaniu dziewczyna uświadomiła sobie, że zapomniała o swoim chłopaku. Przecież on nawet nie wie, że ja gdzieś lecę; że coś wygrałam. Matko, jak mogłam o nim zapomnieć. Kobieta, z którą siedziała opowiadała dalej o swojej rodzinie, o tym, że zawodowo tańczy, jednak Ania tylko udawała, że słucha. Swoimi myślami była daleko, w Polsce, gdzie jej chłopak Jeżyk umiera pewnie z tęsknoty.
 
*
Dziewczyna stała właśnie na środku ogromnego lotniska. Owładną nią strach, a nogi miała jak z waty. Szukała Steviego lub kartki ze swoim imieniem, jednak poszukiwania zakończyły się klęską. Pewnie to wszystko było snem, albo zwykła pomyłką. Jej myśli skupiały się wtedy na samych złych scenariuszach. Z zamyślenia wyrwało ją uderzenie w tyłek.
– Auć. Co to miało znaczyć? - krzyknęła, po czym szybko odwróciła się na pięcie. Stał przed nią teraz mężczyzna, który prowadził wózek ze stosem walizek.
– Gdzie pani stoi? Może mi pani zejść z drogi?
– Słucham?! Coś pan powiedział? - podeszła do niego bliżej. - Po pierwsze, nie ładnie tak się odzywać do dam, a po drugie to jak pan jeździsz takim wózkiem. Chyba nie jest normalne, żeby zostać uderzonym wózkiem w tyłek?!
– Faktycznie. Przepraszam, gdzie moje maniery. Już podnoszę pani walizkę. - schylił się, a jego okulary spadły na podłogę. Odbiły się od jego nogi i potoczyły kawałeczek. Dziewczyna ruszyła za nimi i je podniosła.
– A to paaaa...na. - zaczęła się jąkać.
– Dziękuję. – uśmiechnął się od ucha, a jego białe ząbki, aż raziły swoim blaskiem.
- Nie ma jak przyjechać do Stanów i nakrzyczeć na samego Michaela Jacksona, nie? - podrapała się po głowie.
– To się nazywa „wejście smoka”. - zaśmiali się oboje.
– Chwileczkę. Dlaczego teraz nie ma tutaj gromady krzyczących fanek? - po tych słowach chłopak wybuchł takim śmiechem, że wszyscy spojrzeli się na tę dwójkę.
– Bo.. - próbował coś wydukać. - Bo.. Jesteśmy na prywatnym lotnisku. Nie, no.. Żart Ci się udał.
- Poczucie humoru mam w genach, że tak powiem: „wyssane z mlekiem matki”. Hehe. Tyle, że to nie był akurat żart. – pomyślała.
- Muszę już iść, ale mógłbym poznać twoje imię.
- Ania.
- Michael.- podał jej dłoń.
- Akurat Ty nie musiałeś się przedstawiać.
- Nie zaszkodzi jak powtórzę, może zapamiętasz. A w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę?
- Nie piję kawy i nie przyleciałam tutaj na randki. – nagle ujrzała postać mężczyzny, na którego wyczekiwała. – Lecę, przyjechano mnie odebrać.
- Miło mi było.. – dziewczyny już odeszła – Cię poznać. Jak mogłem wjechać w kogoś wózkiem, a na dodatek w tak ładną dziewczynę. Szkoda, że nie poszła ze mną na lunch. Michael, co się z Tobą ostatnio dzieje?! Nie masz czasu na dziewczyny. Teraz płyta, płyta. – na te słowa zaczął uderzać się w głowę, podobnież ułatwia to zapamiętywanie.
 
*
Dziewczyna biegła w kierunku mężczyzny, który trzymał kartkę z jej imieniem. Choć starała się nie myśleć, że poznała Michaela Jacksona, jednak tkwiło to w jej głowie.
- Dzień dobry. – powiedziała zdyszana – To ja Ania Szczepaniak.
- O witaj. Przepraszam za spóźnienie, ale te korki na mieście są nie do zniesienia. Jeszcze jakiś wypadek w samym centrum miasta. Wyjechałam pół godziny wcześniej, a i tak się spóźniłem.
- Spokojnie, nie musi mi się pan, yyy… nie musisz – od razu się poprawiła –się tłumaczyć. Nic się nie stało.
- Nikt Cię nie zaczepiał? – zapytał przejęty.
- Nie. – skłamała.
- Mam nadzieję. To co, jedziemy do domu?
- Jasne! Nie powiem, jestem trochę zmęczona.
- Gdzie masz walizki? – zapytał czułym głosem.
- Już daję! – wsunęła mu delikatnie uchwyt od rączki do dłoni.
- Wiem, że na początku to, że jestem niewidomy będzie dla Ciebie trudne, ale z biegiem czasu powinnaś się przyzwyczaić. – poprawił okulary i ruszył pewnym krokiem przed siebie. Dziewczyna musiała praktycznie biec, gdyż Stevie robił tak duże susy. Na parkingu czekała limuzyna i dwóch ochroniarzy.
- To Carl. – pokazał na tego po prawo, który był bardziej postawny. – A to John. – był wysoki i szczupły. Nawet przystojny! – pomyślała dziewczyna.
- Musisz się przyzwyczaić. John będzie się Tobą „opiekował”. – stwierdził, po czym ruszył zadziornie brwiami. Nigdy nie przypuszczałam, że niewidoma osoba może tak zabawnie ruszać brwiami. Najwyraźniej wiele muszę się jeszcze nauczyć.
Podróż minęła bardzo przyjemnie. Rozmawiali, dyskutowali, próbowali się nawzajem poznać. Dobrze im to szło, gdyż Stevie co chwilę rozmieszał Anię. Gdy zajechali na miejsce, oczom dziewczyny ukazał się piękny, biały piętrowy dom i ogromny ogród.


Wróciłam. Przepraszam, że nie było mnie tak długo. Obiecuję poprawę :) Przepraszam, że nie komentowałam. Dajcie mi tydzień, wszystko przeczytam skomentuję, tylko dajcie mi znać, gdzie dodaliście nowe. Możecie to zrobić pod tym postem wraz z opinią :)
PS Mam nadzieję, że nie zostawicie samych linków. (Zostawcie po sobie ślad :D )